Kupował czereśnie i dał się nabrać na cenę, przez co za zakupy zapłacił fortunę. Mężczyzna dał się złapać na znany chwyt sprzedawców, a przez swoją nieuwagę musiał głębiej sięgnąć do portfela. Całą sytuację opisał w mediach społecznościowych, ostrzegając przed podobną wpadką innych. Internauci nie okazali się jednak dla niego łaskawi. Ile przyszło mu zapłacić za kilka garści czereśni i parę innych warzyw?
Sezon na owoce wkracza w pełnię, natomiast nadal niebywale głośno jest o cenach czereśni w Polsce. Niepisanym punktem odniesienia stała się kwota 260 złotych za kilogram tych owoców – wszystko przez pewien głośny wpis, który ukazywał właśnie takową cenę czereśni na bliżej nieokreślonym stoisku w naszym kraju. Teraz sytuacja nie jest już tak dramatyczna, jednak przedsiębiorca i felietonista Aleksander Twardowski zwrócił na Twitterze uwagę na pewną interesującą sytuację. Mianowicie, chodzi o znany “chwyt” sprzedawców, którzy podają cenę za 100 gram owoców, która często przez nieuwagę klientów, wprowadza ich w błąd.
Właśnie Pan Aleksander dał się nabrać na tego typu praktykę, co bardzo mu się nie spodobało. Na Twitterze napisał:
Mega słabe. Wchodzę do warzywniaka, patrzę, tanie czereśnie. Wiec kupiłem kilka garści. I przy płaceniu okazało się, ze to cena za 100 gramów. I tak oto zapłaciłem za czereśnie i kilka innych warzyw 75 złotych.
Mega słabe.
— Aleksander Twardowski (@OloCzarny) June 1, 2022
Wchodzę do warzywniaka, patrzę, tanie czereśnie.
Wiec kupiłem kilka garści. I przy płaceniu okazało się, ze to cena za 100 gramów. I tak oto zapłaciłem za czereśnie i kilka innych warzyw 75 złotych :(((( pic.twitter.com/WytQRUBSZb
ZOBACZ TAKŻE: Proces dekady zakończony! Johnny Depp wydał oświadczenie po ogłoszonym wyroku!
Po głośnym wpisie internauci podzielili się na dwa obozy. Część z nich nie widzi w takowej praktyce nic złośliwego i uważa, że to klient powinien dobrze zorientować się w sprawie ceny, zanim dokona zakupu.
Sory ale to bardziej wskazuje, ze ma Pan problemy z czytaniem ze zrozumieniem. Po coś te plakietki z cenami wiszą.
Inni uważają natomiast, że takowa praktyka jest stosowana coraz częściej i nie jest do końca w porządku. Sam autor posta w komentarzu zamieścił następujący wpis:
Pieprzenie. Warunki sprzedaży powinny być jasne. „Ma pan problem z czytaniem ze zrozumieniem” to takie pieprzenie jak „trudno, wziął Pan kredyt, naliczamy spready, było napisane na końcu małym drukiem, a pan ma problem z czytaniem ze zrozumieniem”.
A wy co sądzicie o takiej sytuacji? Czy takowe oznaczanie cen produktów rzeczywiście może wprowadzić w błąd?
źródło: Twitter, o2.pl; foto: Twitter